Jak Wytresować Smoka Wiki
Advertisement
Jak Wytresować Smoka Wiki

Zachęcam do czytania i komentowania. Info, jednak nie takie krótkie:

  • Nie nawiązuje fabułą do JWS
  • Hiccstrid/Czkastrid będzie później (może)
  • Valki nie ma
  • Stoik żyje
  • Czkawka jako jedyny wygląda jak w JWS2, pozostali jak w JWS
  • Czkawka nie ma nogi
  • Szczerbatek nie ma lotki
  • Nowe postacie
  • Astrid ma chłopaka
  • Czkawka jest starszy od reszty o 5 lat
  • Przepraszam za wszystkie występujące tutaj błędy

Życze miłego czytania.

Uwaga!

Znajdują się tu pliki o zastrzeżonych prawach autorskich!

Część 1 "Dom"[]

Rozdział 1:[]

-Powiedziałem nie!-odezwał się w pełnej furii chłopak

-Nie masz tutaj nic do gadania!-odpowiedział równie zdenerwowany jego ojciec

-Właśnie, że mam! Nie zrobie tego!

-Zrobisz! I jeszcze powiem ci więcej, podziękujesz mi za to!

-Szczerze w to wątpie!

-To sobie wątp! Nigdzie się nie wybierasz!

-Jeszcze zobaczymy...

Schował się on za drzwiami. Męźczyzna usiadł na krześle w rozpaczy, że nie może dojść do syna tak jak by chciał. On natomiast bez najmniejszego zastanowienia zaczoł pakować swoje najpotrzebniejsze rzeczy. Miał już wszystko. Zerknął przez drzwi, czy jego ojciec poszedł już spać. Poszedł. Droga wolna do wolności. Zszedł jak najciszej umiał na dół. Przez przypadek naszedł na skrzypiący fragment podłogi. Stanoł na chwile. Nic się nie działo. Wyszedł przez drzwi frontowe. Wzioł głęboki oddech. I skierował się w stronę portu. Nic się nie działo. Wszyscy spali nie licząc jednej osoby. Był nim kupiec Johan Kupczyk, miał wypływać za chwilę. Zdąrzyłem w ostatniej chwili. Po krótkiej, ale bardzo przekonującej przemowie zgodził się mnie zabrać ze sobą w podróż. Stałem się szczęśliwy. Opuszczam to miejsce. Za nikim nie będę tęschnił, nawet nie zamierzam. Odbiliśmy od brzegu. Szczęście w pełni mnie przepełnia chociaż tego po mnie nie było widać. Jesteśmy już na pełnym morzu. Fale obijają o statek, wiatr pieści po twarzy, a księżyc był w pełni. To ta noc. Ona zmieni moje życie na zawsze.

Było to pięć lat temu. Teraz siedze na statku i płynę na kolejną wyspę z Johanem Kupczykiem. Bardzo pomogłem mu w interesach. Powiedział mi, że umiem sprzedać wszystko każdemu. Była to prawda. Nikt mi nie odmówił, ale to nigdy od kąd zajmuje się tym fachem. Gdzie kolwiek płyneliśmy nikt nic o mnie nie wiedział, nie licząc jego. Jestem Czkawka. Nie jestem z tego imienia zbytnio dumny, nie podoba mi się. Mam 20 lat, a w wieku 15 lat uciekłem z mojej rodzinnej wyspy. Berk. Nie żałuje swojej decyzji. Jeszcze mi się to nie zdarzyło. Uwielbiam szkicować i rysować. Kiedy się nudze to moje jedyne zajęcie. Johan słynie ze swoich historii, poznałem je wszyskie na pamięć. Mam też trochę swoich na koncie, tylko prawdziwych. Moim jedynym przyjacielem jest smok. Wiem dziwne, ale ja już taki jestem. Znalazłem go rannego, pozbawionego lotki. Pomogłem mu, od tego czasu jestem jego przyjacielem, a on moim. Jesteśmy do siebie podobni. On ma proteze tak jak i ja. Straciłem nogę w walce z jednym smokiem, długa historia. Ten smok jest Nocną Furią. Ludzie się go boją, nie słusznie, bo jest łagodny jak baranek. Umie chować zęby, nazwałem go dlatego Szczerbatek. Jak to Nocna Furia mordka jest cały czarny, ma też zielone oczu. Znowu podobieństwo. Ja też mam zielone oczy. Teraz Szczerbatek wygrzewał się w słońcu, a Johan sprzątał pod pokładem. Zeszłem do niego, przyda mu się pewnie pomoc. Schodziłem ze schodów, a on prubuje przenieść jedną ze skrzyń. Podeszłem pośpiesznie do niego.

-Wezmę ją.-podniosłem skrzynie bez niejmniejszego problemu, jak nie patrzeć Johan miał już swoje lata

-Dziękuje Ci Czkawka. Czasami nie wiem co bym bez ciebie zrobił.-odpowiedział ciągle dysząc

-Napewno byś sobie poradził. Gdzie mam ją postawić?

-Tam po drugiej stronie ładowni. Między beczkami, a koszmi jest już naszykowane miejsce.

-Dobrze-zaniosłem ją na opisane przez Kupczyka miejsce. Kiedy wracałem do niego wskazał ręką miejsce na, które mam usiąść.

-Co się stało?-zmartwiłęm się. Nigdy czegoś takiego nie zrobił.

-Naszym następnym przystankiem będzie Berk. Nadszedł już czas, byś wrócił do domu.-powiedział ze smutkiem w głosie.

-Nie chce. Ale to już przesądzone, prawda?

-Byłeś ze nną chłopcze przez te okrągłę pięć lat. Po raz pierwszy miałem taką rodzinę, jesteś moją jedyną rodziną, ale nadszedł ten czas.

-Kto ci będzie pomagał? Masz już 60 lat, nie poradzisz sobie sam na statku.

-Znajde jakiegoś ochotnika na Berk. Może będzie podobny do ciebie.

-Będzie mi ciebie brakować. Byłęś dla mnie lepszy niż własny ojciec.

-Ojcowie zazwyczaj tacy są, a zwłaszcza wikingowie. Jestem pewien, że znajdziesz kogoś sobie. Nie jesteś brzydkim chłopakiem.

-Wiem.-zaśmiałem się cicho, już pare razy próbował mnie zesfatać.

Nie jestem brzydki. Mam przyjemną, łagodną twarz. Brązowe włosy z lecitkimi przebłyskami rudego. Nie wyglądałm jak przeciętny chłopak w moim wieku. Nie byłem tak umięśniony, no trochę byłem, ale nie miałem takich balerownów za bicepsy. Jestem szczypły, wysoki i bardziej silny niż jaki kolwiek dorosły chłop. Podczas naszych podróży nauczyłem się walczyć. Johan mówił też, że jestem też niesamowicie inteligentny, ale jak to on, zawsze lubi komplementować ludzi. Naprawdę będzie mi go brakować. Nawet jego różnych historyjek, wtedy jedyne co robiłem to czysty śmiech. Po woli ze schody zszedł mój smok, podszedł do mnie. Położył mi przy nogach mój kostium do latania. Był on cały czarny. Założyłem go, bo wiedziałem do czego zmierzał. Chciał sobie ze mną polatać. Założyłem go. Pożegnałem się z Johanem, pewnie wrócimy późno. Założyłem swój chełm, również czarny. Wsiadłem na smoka. Po chwili byliśmy już w powietrzu. Uwielbiałem to. Odrywałem się wtedy od rzeczywistości. Nie czułem zimna. Nie czułem zmartwień. Nie czułęm niczego innego oprócz szczęścia. Ze smoka wszystko jest wspanialsze. Lataliśmy razem z pare godzin. Dopiero teraz zauważyłem, że jest środek nocy. Księżyc był w pełni. Błyszczał w falach oceanu. Był on spokojny, cichy. Gwiazd prawie nie było. Były małe, na wielkim niebie. Lekko świeciły okazując swoją obecność. Wracamy na statek. Lądujemy na nim. Johan już śpi. My zeszliśmy do ładowni. Ja położyłem się w swoim kącie, a Szczerbol w swoim. Nie mogłem zasnąć. Męczyło mnie to jak jest teraz na Berk. Czy się ono zmieniło? Czy o mnie pamiętają? Nie było mnie 5 lat. Wszystko się mogło zdarzyć. Po wielokrotnych próbach usnołem. Marzyłem o swojej przyszłości. Takiej nie dokońca jasnej przyszłości.


Łał! Nie spodziewałam się, że dobijecie do 28, a jest nawet więcej.
 Szacun dla was, że chcecie mnie czytać. 
Ten rozdział może być dla niektórych super nudny, ale to nic. Zapraszam do czytania. :)

P.S. Szybciej Kowalski by mnie zanudził niż Rico coś by wyrzygał, wystarczy, że tylko spojrzy.

Rozdział 2:[]

Następny dzień. Obudziłem się jakiś czas temu. Poszłe na pokład dać mordce śniadanie. Ubiegł mnie Johan. Dał jemu wcześniej ode mnie jeść. Jeszcze lekko zaspany usiadłem przy stoliku, na którym zazwyczaj jemy śniadania. Johan je właśnie kończył, dosiadłe się i zaczynałem jeść. 

-Jak się spało?-spytał z pełną buziom od jedzenia Johan

-A nawet dobrze. Nie mogłem usnąć.

-Denerwujesz się?

-Czym?

-Tym co będzie kiedy wrócisz na Berk.

-Szczerze mówiąc to nawet bardzo.

-Będzie dobrze.

-Mam nadzieje, ale znając mojego ojca nie sądze.

-Ludzie się zmieniają. Może jest inny niż pięć lat temu?

-Kluczowe słowo to może, które mogę zmienić w wcale się nie zmienił. Wikingowie nigdy się nie zmieniają. A zwłaszcza z mojej rodziny.

-Masz inne buty?

-Nie. To te same, tylko założyłem jeden na protezę. Obejdzie się bez sensacji na dzień dobry. Jedno mnie tylko martwi. Co ja zrobie, ze Szczerbatkiem?-zaniepokoiłem się, naprawdę nie wiedziałęm co z nim zrobie. Nie pozwole by go mi zabrali i zabili, co to to nie!

-Powiem to jeszcze raz. Będzie dobrze.-położył mi dłoń na ramieniu. Jest mi naprawdę bliski.-Nie powinieneś się tak wszystkim przejmować, to jeszcze nie czas na to.

-Boję się o niego.

-Wiem, ale wszystko się ułoży.

-Daleko jeszcze?

-Widzisz tamten punkt?-wskazał palcem za czarny punkt.

-Tak.

-Powinniśmy być za jakąś godzinkę. To ja idę naszykować towar do wyłożenia na pokład. Musimy pokazać, że mamy czym handlować.

-Za chwilę przyjdę ci pomóc, tylko szybko coś zjem.

-W takim razie czekam.

Szybko zjadłem. Nie wiem nawet co, tylko, że szybko. Pobiegłem na dół i zaczołem wynościć towar z ładowni na pokład. Trochę tego było. Umieliśmy wszystko wszysctkim sprzedać i jeszcze przy tym dodatkowo zyskać. Po około godzinie wynieśliśmy wszystko na górę. Już dobiliśmy do portu. Znajdowało się w nim mnustwo statków. Chyba mieli gości. Ale co tam. Jak mnie nie poznają to zostane z Johanem i będę nadal szczęśliwy. Zeszłem na dół dać jeszcze jeden kosz ryb Szczerbatkowi, nie będę mieć dzisiaj dla niego za dużo czasu. Zawsze tak robiłem kiedy dobijaliśmy do portu. Naszykowałem mu wszystko podrapałem pod mordką i poszłem na górę. Johan już próbował sprzedać jeden z dywanów pewnej kobiecie. Zauważyłem mężczyznę wchodzącego na pokład, nie miał ręki i nogi. Oglądał towar, głównie złom. Stał do mnie tyłem. Podeszłem do niego. Pomyślałem, że jest to dobry pomysł, może coś jeszcze mu wciśne.

-Witam pana. Widze, że zaineresował pana ten złom, mamy go pod dostatkiem, ale jednak  szczerze mówiąc-odwrócił się w moją stronę-pod pokładem mamy lepszy i twradszy, jeśli szyka pan czegoś na przetopienie.

-Ty...ty...-zaniemówił, nie mógł nic innego z siebie wykrztusić

-Słucham? Co pan mówi ...

-Ty...

Właśnie teraz weszła na statek grupka nastolatków. Dwie dziewczyny i trzech chłopaków. Dziewczyny nawet ładne, ale oni to porażka! Nie mieli więcej niż chyba z ... 15 lat. Podeszli do nas.

-Pyskacz co ci jest?-spytała się dziewczyna z ciemnymi włosami i niebieskimi oczami.

-Pyskacz! Nie poznałem cię!-powiedziałem zszokowany.

-Ty...ty...

-Tak wiem zmieniłem się i takie tam. Nie mów ojcu, że jestem! Halo! Ziemia do Gburka!

-Czemu?-dopiero co się otrząsnął

-Pewnie ci powiedział o co nam wtedy poszło więc nie widze powodu tego powtarzać.-powiedziałem spokojnie

-Mogłeś się przynajmniej pożegnać.

-Chciałem jak najszybciej dotrzeć do portu. Za nikim nie tęschniłem z tej przeklętej wyspy.-ostatnie słowa wypowiedziałem z pogardą gniewnie spoglądając na niego

-5 lat cię nie było! I masz niby tylko tyle do powiedzenia!?

-Tak.- wziołem głęboki wdech, próbowałem zachować spokój, nie chcę żadnych scen na statku Johana-A teraz wybacz wracam do swoich zajęć i tobie radze zrobić to samo.-powiedziawszy to oddaliłem się od niego i podeszłem do grupki ludzi, którzy właśnie weszli na statek.

Tak mineły trzy godziny. Sprzedaliśmy prawie wszystko co mieliśmy na stanie. Pożegnałem się z Johanem. Wziołem swoje rzeczy i poszłem w kierunku swojego dawnego domu. Kiedy szłem przez wioske ludzie patrzyli na mnie jak na ducha. Nie wierzyli własnym oczom. Sam bym nie wierzył gdybym zobaczył siebie pięć lat temu. Minołem nawet grupkę dzieciaków, która podeszła do mnie i Pyskacza. O! Nawet on z nimi jest.

U Pyskacza i innych:

-Ale się zmienił.-mówił z podziwem Pyskacz.

-Znasz go?-spytała się go dziewczyna z ciemnymi włosami i  niebieskimi oczmi

-Mieszkał na Berk. W wieku piętnastu lat uciekł. Dopiero dzisiaj wrócił do domu.

-A gdzie on idzie?-spytał się go chłopak z krótkimi jasnymi włosami

-Do domu. Nie wiem jak zareaguje jego ojciec na jego widok.

-A kto jest jego ojcem?-spytała się tym razem druga dziewczyna

-Dowiecie się w swoim czasie.-powiedział Pyskacz

-Jak wódz się dowie o jego powrocie to nie wiem jak zareaguje.-powiedział dodając po chwili smutny Pyskacz

Wszyscy ruszyli do twierdzy w której zastali wodza. Pyskacz podbiegł do niego, przerywając mu w ważnej dyskusji. Jedynyme słowa jakie powiedział to...

-Wrócił.

Wybiegł z Pyskaczem z twierdzy bez słowa i wszyscy pobiegli do jego domu ile sił mieli w mogach ... i protezie.

Rozdział 3:[]

Wracamy do Czkawki:

Nadal miałem klucz do domu. Weszłem do środka. Nic się nie zmieniło. Nadal pełno było różnych figurek z drewna. Książki, które tylko ja czytałem. Tarcze, chełm mój i mojej matki na ścianie. Było też pare portretów. Podeszłem do jednej z figurek stojącej na kominku. Wziołem ją w dłonie. Przejechałem po niej palcem. Miałem z nią tylko dobre wspomnienia. Stałem odwrócony do drzwi. Wspominałem dobre chwile. Stałem w miejscu. Zamknąłem oczy. Usłyszałem cichutki pisk otwieranych drzwi i ciężkie kroki na podłodze. Nadal się nie odwróciłem. Odłożyłem figurke na kominek w to samo miejsce co przedtem. Po chwili usłyszałem ciche słowa.

-Synek?

Odwróciłem się powoli. Zobaczyłem ojca stojącego pare metrów odemnie. Zamykał drzwi na klucz. Spojżałem w jego oczy.

-Hej tato.

Niczego innego nie mogłem wymyślić. Nie jest to za stosowne do sytuacji, ale lepsze to niż nic. On podszedł do mnie i mocno przytulił. Powoli traciłem oddech. Nie miał chyba zamiaru mnie puszczać.

-Nie ... mogę ... oddycha!-powiedziałęm próbując łykać powietrze.

Jak na zawołanie mnie puścił. Zaczoł mi się uważnie przyglądać. Głaskał po głowie. Oglądał do okoła. Nie wierzył chyba, że znowu jestem w domu.

-5 lat ... wyglądasz inaczej. Wróciłeś na zawsze?-zapytał z nadzieją w głosie

-Mam dwa ważne dla mnie warunki. Jeśli je spełnisz zostane bez najmniejszych przeszkód.

-Co to za warunki?

-Pierwszy polega na tym, że znajdziesz kogoś do pomocy Johanowi na statku. Sam sobie nie poradzi. Ma już przecież swoje lata.

-Znajdziemy kogoś jeszcze dzisiaj.

-Dobrze. Drugi warunek polega na tym, że na Berk będzie mógł zostać mój przyjaciel.

-Przyjaciel?

-Tak. Przyjaciel. Nie jeden raz uratował mi życie, a ja jemu. Ma być nietykalny, nikt nie może go zranić. Nie będziecie przy nim mieć broni i nie będziecie jej używać przeciwko niemu.

-Dobrze. Przedstawisz nam tego swojego przyjaciela?

-Chodźmy na statek.

Bez słowa wyszedł z domu razem ze mną. Pyskacz i te dzieciaki ruszyły za nami. Kiedy doszliśmy do niego przywitał wszystkich miło Johan.

-Zajmiesz naszych gości? Za chwile wrócę.

-Jesteś tego pewien?-powiedział do mnie z niepokojem w głosie, wiedział po co przyszliśmy

-Tak.

Zeszłem na dół. Przywitał mnie radośnie Szczerbatek. To znaczy wylizał mnie radośnie. Jestem już cały w jego ślinie. Pięknie. Przebrałem się w kombinezon, który zostawiłem na statku. Założyłem Szczerbatkowi siodło. Zanim się obejżałem wybiegł na pokład. Pobiegłem za nim biorąc przy tym swój chełm. Jestem już na górze. Szczerbatek warczy gotowy do wystrzału. A oni celują w niego bronią.

-Niech tylko ktoś coś zrobi temu smoku to objecuje na Odyna, że go zabije!-nie mogłem powstrzymać swojej złości. 

Oni spojżeli się na mnie jakbym zwariował, opuścili broń i oddalili się od niego w odległości dwóch metrów.Podeszłem spokojnie do niego. Mówiłem mu, rzeczy typu spokojnie, już nic ci nie zrobią. Buzie mieli otwarte na całą szerokość. Zauważyłem to dopiero kiedy uspokoiłem mordke.

-Powiecie coś wkońcu czy nie?

-To jest ten przyjaciel?-spytał się mnie ojciec

-Tak. Jeśli on zastanie to ja też.-powiedziałem spokojnym, ale stanowczym głosem

-To nie jest takie proste.

-Wprost przeciwnie. Jest. I to bardzo. Jesteś wodzem. Możesz o tym zadecydować.

Nie wiedział co powiedzieć. Położył rękę na głowie. Po chwili zamyślenia odezwał się.

-Dobrze. Twój smok może zostać na Berk i żyć wśród nas.-odpowiedział

-Jesteś tego pewien?-odezwał się Pyskacz

-Jak nigdy w życiu.

-Pszepraszam, że przerywał tą jakże wzruszającą scene, ale jak się nazywasz?-odezwał się chłopak z ciemnymi włosami

-Głupio się nazywam, bo rodzice pokarali mnie na całe życie.

-Jeszcze to wypominasz, nie odpuścisz?-powiedział z zarzenowaniem Stoik

-Nie mam zamiaru. To jest po prostu śmieszne!-odpowiedziałem nie kryjąc oburzenia

-To imie po przodkach, nie może być śmieszne.

-Owszem jest.

-To jak masz na imie?-spytała się tym razem dziewczyna z niebieskimi oczami

-Nie twoja sprawa. A wy jak się nazywacie?

-Jestem Śledzik Ingerman miło poznać.-wyciągnął do mnie dłoń. Uścisnołem ją.

-Wzajemnie.

-Ja jestem Mieczyk, a to jest Szpadka.

-Bliżniaki Thorston? Zgadza się?

-Tak.-na znak zgody zderzyli się chełmami

-Współczuje wam.-powiedziałem do Pyskacza i ojca, inni nie wiedzieli o co mi chodzi, ale oni mnie zrozumieli

Podaliśmy sobie dłonie, a Szpadke pocałowałem w dłoń. Jestem dżentelmenem. Szanuje kobiety. Zarumieniła się. Każda tak ma.

-Ja jestem Sączysmark Wspaniały Jorgenson.

-Wątpie czy taki wspaniały. Raczej okropny.

-Czemu tak mówisz?

-Bo jak nie patrzeć zawsze ciągnołeś mnie za włosy, a ja musiałem nie reagować, by nie było obrazy majestatu u twojego ojca. Przy okazji mi ich troche wyrwałeś.

-Wątpie w to.-powiedział dumnie

-A ja nie, bo musiałem ciebie pilnować.

Przeszłem dalej. Ostatnia była ładna brunetka z niebieskimi oczami. Zwróciła moją uwagę. Chcąc nie chcąc muszę powiedzieć, że była bardzo ładna.

-Termet Kadder.

Podała mi dłoń na znak przywitania tak jak chłopaki, ale ja się pochyliłem i pocałowałem ją w dłoń. Kolejna się zarumieniła.

-Miło poznać.-uśmiechnołem sie do niej.

-Wzajemnie.-ona zrobiła to samo.

-Jest jeszcze trzych chłopaków i dwie dziewczyny, ale oni gdzieś sobie poszli.-powiedział Pyskacz

-A jak się nazywają?-chciałem wiedzieć jak najwięcej

-Z chłopaków to Roten, Danis i Wener. A dziewczyny nazywają się Hestin i Astrid.

-Aha ... ok, zapamiętam.

-Dzisiaj będziemy świętować twój powrót. Przekaźcie wszystkim, by przyszli do twierdzy.-powiedział Stoik

-Dobrze wodzu.-powiedziała grupka

Rozdział 4:[]

Ten rozdział będzie super krótki i jeszcze przy okazji super nudny! Wincie za to mojego kota, nie mnie! W tym pierwotnym było mnustwo dialogów i opisów. Tutaj jest ich mniej, ale tak jak napisałam dodam również fragmencik następnego. Mam nadzieje, że wam się spodoba.

Perspektywa narratora:

Piętnolatkowie zwołali wszystkich do twierdzy. Nikt z nich nie wiedział dlaczego. Czkawka schował się za jednym z filarów i czekał na to co ma się wydarzyć. Wszyscy czekali na obwieszczenie wodza. Stoik po raz pierwszy od pięciu lat jest szczęśliwy.

-Dzisiaj będziemy świętować!-powiedział uradowany Stoik

-Czemu?-spytał się ktoś z tłumu

-Ponieważ mój syn wrócił do domu!-ludzie na tą wieść zaczeli szeptać między sobą

-Bracie, wszyscy wiemy, że umarł rok po ucieczce. Wiem, że to do ciebie nie dochodzi, ale taka jest prawda.-powiedział Sączyślin

-Jak na trupa czuje się wyśmienicie!-krzyknął Czkawka wyłaniając się z tłumu, wszyscy starsi i z jego wieku rozpoznali go-Powiem więcej! Jestem w szczytowej formie!-powiedział nadal krzycząc do ludzi by go usłyszeli.

W tym czasie kiedy to mówił szedł w kierunku swojego ojca. Po chwili stanął obok niego. Zareagowali lepiej niż sądził. Myślał, że ktoś zemdleje, co na całe szczęście się nie stało.

-Mogę coś powiedzieć?-spytał się Czkawka ojca

-Oczywiście.

-Witam wszystkich! Miło was widzieć, chociaż nawet nie wszystkich z drobnymi wyjątkami.-ludzie zaczeli się śmiać, chodziło mu o Sączysmarka i Bliźniaki-Potrzebuje ochotnika, który popłynie razem z Johanem w podróź. Chętni niech się do niego zgłoszą do portu. Mam jeszcze jedną do was sprawe. Razem ze mną na Berk ma zostać mój przyjaciel. Nikt nie może go tchnąć. Nie możecie na niego podnieść broni ani ręki. Jeśli ktoś się do tego nie zastosuje w najgorszym przypadku skończy się to sami wiecie czym.-(dla nie kumatych:Czkawka ma na myśli śmierć)-To wszstko.

-W takim razie zaczynamy świętować!-powiedział szczęśliwy wódz

Po chwili Czkawka szedł w stronę drzwi. Zatrzymał go Pyskacz.

-Nie zostaniesz? To przyjęcie dla ciebie!

-Jestem zmęczony. Bawcie się ile chcecie. Niektórzy wkońcu mają ku temu powód.-powiedziawszy spojżał się na szczęśliwego ojca-Powiedź mu, że poszłem do domu.

-Dobrze. Dobranoc Czkawuś.-uśmiechnął się najszerzej jak umiał na ostatnie słowo

-Ta ... bardzo śmieszne. Dobranoc Giurku.-mina mu zbladła, nie sądził, że Czkawka może to jeszcze pamiętać, nazywał go tak gdy miał 5 lat

Wyszedł z twierdzy i poszedł do domu. Kiedy do niego dotarł poszedł do pokoju, który należał do niego. Nic się w nim nie zmieniło. Nadal było wszystko na tym samym miejscu co przedtem. Nawet było tam jego wiecznie nie pościelone łóżko. Poszedł spać myśląc o następnym dniu.

Perspektywa Czkawki:

Nastęny dzień. Świt. Obudziłęm się wraz z powitaniem słońca przez moje okno. Poszedłem się szybko umyć i przebrać. Uwinąłem się szybko. Kiedy już miałem wychodzić z domu zaczepił mnie ojciec.

-A ty gdzie się wybierasz?

-Do Szczerbatka.

-Mam do ciebie synu sprawę.

-Słucham.

-Jak by tutaj zacząć ...

-Do rzeczy tato.

-Poprowadzisz zajęcia na arenie?

-Teorie mam rozumieć?

-Zgadza się.

-Ile będą mieć lat?

-Po piętnaście.

-O której zaczynają się zajęcia?

-Za trzy godziny.

-Dobra to ja idę polatać ze Szczerbatkiem.

Nie zdąrzył odpowiedzieć, a wybiegłem z domu. Pognałem jak najszybciej mogłem do portu. Zastałem tam Szczerbatka kończącego śniadanie. Skończył. Pobawiliśmy się chwile i polecieliśmy. Lataliśmy ponad dwie godziny. Polecieliśmy na arene. Kiedy tam dotarłem zobaczyłem smoki w klatkach. Zamnkąłem bramę. Otworzyłem klatki. Smoki na początku niepewne siebie i wrogo nastawione zaczeły iść w moją stronę. Ja założyłem swój chełm, który wziołem dyskretnie z domu. Wyciągnąłem ręce przed siebie. Spuściłem wzrok. Po dłuższej chwili każdy smok dał się dotchnąć, chociaż po trochu. Zaczełą się zabawa.

Rozdział 5:[]

Na arenie teraz latały i się bawiły w najlepsze dziewięć smoków. Były to dwa Koszmary Pomocniki, jeden Śmiertnik Zębacz, dwa Grąkle, jeden Zęmbiróg Zamkogłowy, jeden Wrzeniec, jeden Tajfumerang, jeden Gromogrzmot i mój kochany Szczerbatek. Bawiły się w najlepsze. Nie chciałem im przerywać. Zauważyłem, że zaczeli się schodzić ludzie na zajęcia. Poprosiłem smoki o wejście do klatek. Posłuchały mnie i weszły. Zamknąłem boksy. Zdjołem chełm. Otworzyłem wrota. Weszli do środka. Każdy usiadł na swoim miejscu. Brakowało mi trzech osób, a mianowicie bliźniaków Thornston i Sączysmarka. Zajęcia miały się zacząć pięć minut temu, a ich nadal nie ma.

-Zaczynamy zajęcia. Nie będziemy na nich dłużej czekać-powiedziałęm do uczniów

Zaczołem rozdawać smocze podręczniki tym co byli na zajęciach. Opowiadałem im o maskowaniach, truciznach i zdolnościach lotu niektórych smoków. Oto ostatnie to się prosili, widać mogła im się podobać moja paplanina. Właśnie zajęcia miały się skończyć gdy na arene wbiegly zdyszane bliźniaki i Sączysmark.

-Sorki za spóźnienie!-powiedzieli zdyszani

-Jeśli jeszcze raz się spóźnicie to wylatujecie z zajęć. Czy to zrozumiałe?-powiedziałem to z nutą pogardy w głosie

-Tak.-odpowiedzieli

-Na następnych zajęciach przepytam was z dzisiejszego materiału. Radze wam go opanować. Na dzisiaj to wszystko. Możecie już iść.-skierowałem palec w stronę zdyszanych-A wy zostaniecie ze mną jeszcze chwile.

Nie wiem co napisać! Napisałam o tych 96 komentarzach w ramach zakładu z kolegą. A tu prosze! Ale niespodzianka. Weszłam na wikia dosłownie 5 minut temu. Skierowałam się prosto na bloga. Weszłam w komentarze i moja reakcja brzmiała: "O KUR*A!" (sorki za słowo, ale taka była moja reakcja). Oto wasza kontynuacja rozdziąłu piatego. Mam nadzieje, że przypadnie wam do gustu, a wydarzenie z astrid, ktore się wydarzy w tym rozdziale to historia mojej znajomej. Skończyłam go pisać z jakieś 15 minut temu. Nie przedłużając zapraszam do czytania. 

Wszyscy wyszli. Zostali tylko spóźnialscy. Wskazałem im ręką gdzie mają usiąść. Mieli przerażone twarze.

-Więc słucham. Czemu się spóźniliście?-stanołem prze nimi zaplątując ręce na klatce piersiowej na krzyż, będąc opartym o beczkę

-Jak chodziliśmy po lesie coś znaleźliśmy.-powiedział Mieczyk patrząc w dół

-Czyli co?

-Wielkie jajo. Smocze jajo.-powiedziała prawie szeptem Szpadka

Zaciekawiło mnie to. Wielkie smocze jajo. Pewnie jakiegoś Koszmara lub Grąkla.

-Jak ono wyglądało?

-Było wielkie. Pomarańczowo-biało-fioletowe.-powiedział Sączysmark

-Przynieście je na arene na następne zajęcia.

-Po co ci one?

-Tego nie musicie wiedzieć. A teraz idźcie. 

Wyszli pośpiesznie z areny, a ja i Szczerbatek poszliśmy polatać. Lataliśmy bez opamiętania. Wybrawialiśmy różne akrobacje i nie myśleliśmy by przestać. Tylko tego potrzebowałem do szczęścia. Latania. Jednak ciągle po głowie krążyła mi jedna myśl. Jajo. Smocze jajo. Już gdzieś chyba takie widziałem, ale nie mogę przypomnieć sobie gdzie. nastawał wieczór. Wracałem z mordką na Berk. Wylądowaliśmy przed moim domem. Kiedy ludzie zobaczyli Szczerbatka to złapali za broń. Mordka zrobiła się agresywna. Zaczynał warczeć. Próbowałem go uspokoić. Nie chciałem by się wszystko źle skończyło.

-Ludzie uspokójcie się! On wam nic nie zrobi!-krzyczałem na całe gardło

-On nas wszystkich zabije!-odezwał się ktos z tłumu

-Nikogo nie zabije! Przyrzekam na własne życie!

Ludzie opuścili broń i patrzyli z niedowieżaniem na mnie. Podeszłem do Szczerbatka. Głaskałem go i mówiłem do jego ucha. Podobno bardzo dobrze uspokajam smoki. Jednak to prawda. Po chwili Szczerbatek był tak samo milutki i grzeczny jak przedtem. Kazałem mu iść do domu, a sam zostałem na dworze z tłumem ludzi.

-Jak ty to zrobiłeś?-tłum (właściwie ktoś z tłumu)

-Normalnie. To był Szczerbatek. Mój przyjaciel.

-Przyjeciel? Smoki nie mogą być przyjaciółmi!-Krzykął ktoś z tłumu

-Mogą. Trzeba tylko umieć. Dlatego też od dzisiaj ucze o nich wszystkiego czego sam się nauczyłem przez te pięć lat na arenie.

-A nauczysz nas na nich latać?-zapytał Sączysmark

Niewiadomo z kąd z tłumu wyjawiłi się moi uczniowie.

-Jeśli posiądziecie wystarczającą wiedzę o smokach to naucze was jak się z nimi zaprzyjaźnić i jak na nich latać. Więc radze się nie spóźniać na moje zajęcia tak jak dzisiaj.-popatrzyłem się na bliźniaki i Sączysmarka-Skoro to wszystko życze wszystkim miłęgo wieczoru. Do wiedzenia.-na te słowa weszłem do domu.

Wziołem kosz z rybami i udałem się do mojego pokoju. Szczerbatek już leżał na swoim miejscu. Na mój widok wstał z niego i się uśmiechnoł na swój sposób. A jak zobaczył co mam w koszu to rzucił się na mnie i zaczoł lizać w podzięce. Na całe szczęście krótko. Potem jak dostał się do ryb to, aż mu głowa w koszyku utchneła. Pomogłem mu go zdjąć, poczym obydwaj poszliśmy spać. Byliśmy zmęczeni.

U uczniów po pójściu Czkawki:

-On jest wspaniały!-powiedziały dziewczyny ze wzrokiem tęschnoty i miękkim głosem wzdychając, nie licząc Astrid

-I jak Astrid?-spytały sie jej Szpadka

-Ale co jak?-powiedziała nie do końca rozumiejąca sytuacje Astrid

-Co o nim sądzisz?

-Nie powiem jest przystoiny i mądry z tego co zauważyłam podczas zajęć.

-Astriś ... dobrze się czujesz?-spytała się jej niepewnie Hestin

-Tak dobrze się czuje. Ja idę do domu na kolacje. Do jutra!

-Pa!-powiedzieli wszyscy do odchodzącej szybkim krokiem Astrid

(Teraz nic ciekawego się będzie działo, więc przechodzimy do następnego dnia w arenie)

Następny dzień, arena:

Perspektywa narratora:

Wszyscy tym razem na czas stawili się na arenie. Czekali na swojego nauczyciela. Zajęcia miały się zacząć za pięć minut. Wszyscy siedzieli na swoich miejscach. Bliźniaki i Sączysmark przynieśli jajo o którym mówili Czkawce. Z obawy o zapowiedziane pytanie ich z materiału siedzieli przy książce i się uczyli (no kto by pomyślał!). Za to reszta bacznie przyglądała się kłutni Astrid ze swoim chłopakiem Rotenem. Nikt nie zauważył wchodzącego na arene Czkawki. Nie chciał przerywać ich kłutni, to nie była jego sprawa.

-Przyznaj się!-powiedział wkurzony Roten

-Nie mam do czego! Nie moja wina, że jesteś taki zazdrosny!-powiedziała wyprowadzona z równowagi Astrid

-Przyznaj się, że podoba cie się!

-A nawet jeśli to co! Zabronisz mi!? Chyba sobie coś uroiłeś!

-Nic sobie nie uroniłem! I tak! Zabronie ci!

-Niczego mi nie zabronisz! Powiem ci więcej! Zrywam z tobą! Mam dosyć ciągłych kłutni i wyrzutów!

-Jak śmiesz ze mną zrywać! Nie możesz! Już za późno!

-Podobno  nigdy nie jest na nic za późno! Powiem to jeszcze raz! Zrywam z tobą! W tym momencie i przy świadkach!

Nawet nie wiadomo kiedy Roten uderzył Astrid tak, że upadła na kamienną podłogę. Jęczała z bólu. Czkawka podbiegł do Rotena i tak go uderzył, że uderzył o podłogę pięć metry od nich. Nikt nie spodziewał się, że jest on aż taki silny, tym bardziej, że Roten był niewyobrażalnie umięśniony. Czkawka podbiegł do Astrid. 

-Co cię boli?-spytał się wrażliwym głosem Czkawka

-Ręka. Upadłam na nią.-powiedziała sycząc z bólu

-Pokażesz mi ją?

Podała Czkawce rękę. On delikatnie zdjął jej karawasz z bolącej ręki. Obejrzał ją dokładnie.

-Czy ma ktoś może kawałek jakiegoś paska lub materiału?-spytał się innych uczniów, Roten nadal leżał w miejscu wylądowania od uderzenia Czkawki

Szpadka wyjeła z kieszeni grubszy kawałek materiału, dała go Czkawce.

-Co chcesz zrobić?-spytała się Czkawki Astrid

-Astrid, tak?

-Tak.

-Posłuchaj mnie uważnie.-spojżeli sobie w oczy-Twoja ręka jest wybita, wstawie ci ją. Będzie bardzo boleć dlatego też będziesz ściskać zębami w buzi kawałek tego materiału. Dobrze?

-Tak, ale mam pytanie.

-Słucham.

-Nadal nie wiem jak masz na imię, zdrazisz je?

-Mam głupie imie.

-Głupszego niż Sączysmark nie można mieć.

-Jednak można.

-Powiesz mi później?

-Tak, a teraz nie ruszaj się. Wstawię ci kość.

Włożył dobrze w jej buzie kawałek materiału od Szpadki, kiedy był pewniem, że dziewczyna naciska na niego całą siłą zębów zapytał się.

-Gotowa?

Ona tylko pokiwała głową na zna, że tak. Bardzo szybko i zwinnie wstawił Astrid kość na swoje miejsce. Przy tym dziewczyna wydawała takie potworne jęki, które mogłyby ogłuszyć głuchego. Wszyscy zatkali sobie wtedy uszy. Astrid lecił potok łez z oczu, z bólu. Roten w tym czasie uciekł przed Czkawką.

-Zabierzcie ją do Gothi i powiedźcie co się stało.

-A ty?-zapytał się Wenet

-Ja muszę zająć się tamtym.-wskazał palcem na wielkie jajo leżące pod ścianą.

Zanim jeszcze się nim zajął pomógł Astrid wstać. 

-Dziękuje.-powiedziała Astrid miejąc jeszcze oczy czerwone od łez

-Nie ma za co.-odpowiedział jej Czkawka wysyłając uśmiech, który odwzajemniła-Dzisiaj i jutro nie będzie zajęć.-powiedział to tym razem do wszystkich


Rozdział 6:[]

Perspektywa Czkawki:

Kiedy tylko znikneli z mojego pola widzenia podbiegłem do jaja. Wyglądało tak jak opisywał Sączysmark. Było ono naprawdę duże. Jednego jestem pewien. Ten smok jest z klasy ostrej. Będzie miał prawdopodobnie ok. 14-15m. Nadal nie mogłem sobie przypomnieć gdzie już widziałem takiego smoka. Ale to nic. Może później sobie przypomnę. Schowam je gdzieś. Dam go do celi Wrzeńca. Otworzyłem boks parzypluja i zaniosłem do niego jajo. Powiedziałem mu, by pilnował tego jaja, a jak zaczenie się wykluwać ma zaryczeć najgłośniej jak umiał. Na odpowiedź dobrze pokiwał głową. Zamnkąłem boks, a wrzeniec położył się obok jaja. Miałem inne rzeczy do roboty. Musiałem znaleźć Rotena i dać mu nauczkę za uderzenie Astrid oraz wybicie jej ręki.

Chodziłem po wiosce i pytałem się ludzi czy nie widzieli Rotena. Nikt nic nie wiedział. Podeszłem do kobiety idącej chyba do domu. Nie była stara, ale za to piękna.

-Dzień Dobry pani. Czy wie pani może gdzie znajdę Rotena?

-Widziałam jak szedł do domu. Czy coś zrobił?

-Tak.

-Zaprowadze cię.

-Dobrze dziękuje.-zaczeliśmy iść w stronę domu Rotana

- Co on zrobił?

-Zrobił coś za co nie ominie go kara.

-Co konkretnie zrobił?

-Jest pani pewna, że chce wiedzieć?

-Po pierwsze nie mów do mnie chłopcze pani, bo czuje się staro. Mów do mnie Jasem. Dobrze?

-Jak sobie życzesz Jasem. Czekaj ... nazywasz się Jasem?

-Tak. A po drugie jeśli zrobił coś złego to nie ominie go kara również ode mnie. Znamy się?

-Czy za uderzenie kobiety jest na Berk jakaś kara, czy nie? Pewnie mnie nie pamiętasz, ale się znamy.

-Jest, ale pod warunkiem, że widzieli to świadkowie.-powiedziała po chwili dodając-Czy on uderzył kobiete?

-Astrid Hofferson. Pod wpłuwem upadku wyskoczyła jej kość, ale już wszystko dobrze. Nastawiłem ją i teraz jest ona u Gothi. 

-Co zamierzasz zrobić?

-Dać mu nauczkę. Nie powinno się bić kobiet.

-Nie sądziłam, że tak ktoś może bronić kobietę. Chwileczkę.-staneła w miejscu i spojżała na mnie zaskoczonym wzrokiem-Czkawka!?

-Mi ciebie też miło widzieć. A już myślałem, że mnie nie poznasz.

-Pamiętam cię dobrze. Jak nie patrzeć jestem od ciebie starsza o 3 lata.

-Nadal nazywają cię zimna Jasem?

-Już nie taka zimna.

-Szczerze mówiąc to bardzo wyładniałaś. Nie poznałem cię na początku! 

-Ty też. Myślałam, że byliśmy przyjaciółmi, a ty uciekłeś i się ze mną nie pożegnałeś!-zrobiła obrażoną minę

-Tak wiem. Pszepraszam cię za to. Chciałem zdąrzyć do portu zamin Johan odpłynie. Mam nadzieje, że nadal będziesz moją przyjaciółką.

-No czy ja wiem ...

-Nie daj się prosić.

-No dobra. Cieszę się, że jesteś z powrotem. O już jesteśmy.

-Nie masz nic przeciwko jeśli poturbuję trochę twojego brata po twarzy?

-Droga wolna. Masz moje błogosławieństwo na ten czyn.

Weszliśmy do środka. Schowałem się za ścianą. Jasem zawołała swojego młodszego brata.

-Rotan!

-Co!?

-Zejdź na chwile!

Zszedł ze schodów. Jasem zrobiła zszokowaną minę.

-Co ci się stało?-podeszła do niego i dotchneła jego śliwy pod okiem

-Ten nowy nauczeciel mnie pobił.-powiedział z pogardą

-Widać miał powód.

-Tylko, że nic nie zrobiłem.-powiedział zszokowanym głosem

-Powiedź prawdę.-powiedziałem z zarzenowaniem wyłaniając się z ukrycia-Twoja siostra już wie o twoim dzisiejszym zachowaniu przed zajęciami.

-Uwierzyłaś mu? To kłamca!-powiedział z wyrzutem i gniewem patrząc na siostrę

-Czkawka nie jest kłamcą, ale ty jesteś. A poza tym nie widzę powodu, by nie wierzyć swojemu najlepszemu przyjacielowi.-na te słowa podeszłem do niej

On pobiegł na górę i zabarykadował się w pokoju. Bez najmniejszego problemu otworzyłem drzwi z tak zwanego kopa. Jego mina mówiła o przerażeniu. A pomyśleć, że niezapomniana lekcja jego życia miała się dopiero zacząć. Nie powiem co się na niej dokładnie stało, ale nie odbyło się bez krzyków, pary ciosów i pytania czego nie wolno mu więcej robić. Po około godzinie krzyki ucichły. Zeszłem zadowolony na dół. Porozmawiałam chwile z Jasem i poszłem zobaczyć jak się trzyma Astrid.

Dedykuje ten rozdział użytkownikowi Ruterr11 (ma nadzieje, że dobrze napisałam), jako pierwszy/pierwsza napisał/a smoka, który pojawi się w rozdziale 9. Dedykt dla ciebie. Jeszcze pare osób anpisało tego smoka, ale Rutter był/a pierwszy/a więc tylko ten użytkownik otrzyma dedykt, ale pozdrawiam też innych pomysłodawców. Całuski :)

Dodatkowo jest jeszcze jeden dedykt. Nikt nie napisał o tym co dokładnie się wydarzy, a jeśli tak to niech napisze mi to o nim wspomnę. Jeszcze raz pozdrawiam wszystkich. :)

Rozdział 7 1/2:[]

Szłem przez pewien czas. Dotarłem na miejsce. Zapukałem do drzwi. Otworzyła mi je sama Astrid. Doznałem szoku. Była ... ładniejsza niż na zajęciach. Włosy miała rozpuszczone co podkreślało jej niebiejskie oczy. Nie miała na sobie tego co przedtem, tylko czarne spodnie i zielony sweter z długim rękawem. Nie dawałem po sobie poznać mojego zszokowania jej osobą. Teraz rozumiem czemu Rotan był tak o nią zazdrosny.

-Dzień Dobry.-powiedziała do mnie z lekkim uśmiechem

-Witaj Astrid.-odwzajemniłem łagodny uśmiech

-Co pana do mnie sprowadza?-spytała lekko zszokowana, chyba moją wizytą

-Przyszłem zobaczyć jak się trzymasz po dzisiejszym. Mogę wejść?

-Dziękuje. A jasne, że tak. Prosze wejść.

-Dziękuje.

Weszłem do środka. W jej domu było ... jakby to ująć? Milutko? Ładnie? Dziewczęco? Nie przypuszczałbym, że w jej domu tak jest. Wyobrażałem sobie wielki stojak na broń i manekina do ćwiczeń. A tu pełno kwiatów, różnych obrazów i ciemne futrzane dywany. No i na dodatek ładny kominek, który płonął żywym ogniem dając przy tym mnustwo ciepła.

-Może chce pan się napić ze mną herbaty?

-Czemu nie. Chętnie. I nie mów do mnie pan, aż taki stary to ja nie jestem

-Dobrze, więc jak mam się do ciebie zwracać, a właśnie! Miałeś mi powiedzieć jak się nazywasz.-powiedziała stawiając wodę na ogień

-Jak by to ująć ... mam śmieszne imie.-powiedziałem siadając na krześle przy stole

-To już akurat wiem, skoro gorsze ma być od Sączysmarka.

-Czkawka.

-Co?

-Czkawka. Moje imie.

-Faktycznie śmieszne, ale nie widzę powodu do śmiechu. -była spokojna, patrzyła co jakiś czas na mnie kątem oka, miała lekki uśmiech na twarzy tak jak przy naszym powitaniu

-Przyzwyczaiłem się do tego, że się śmieją z mojego imienia. Sam się z niego czasami śmieje.-podała mi herbate

-Dziękuje.-zmieniła temat

-Za co?

-Za dzisiaj. To co zrobiłeś ... nikt jeszcze czegoś takiego dla mnie nigdy nie zrobił.

-Nienawidze kiedy tak ktoś traktuje kobiety. Musiałem to zrobić. Gdybym nie przerwał tej kłótni nie doszło by do tego.

-Coś tak czuje, że ta sytuacja była nieunikniona. I tak by do tego prędzej czy później doszło.

-Ale i tak Astrid czuje się winny.

-Może zmienimy temat, jeśli nigdzie ci się nie śpieszy?

-Nigdzie mi się nie śpieszy.-powiedziałem posyłając jej naprawdę szczery uśmiech, dobrze mi się z nią rozmawiało

Siedzieliśmy i piliśmy herbate. Rozmawiało mi się z nią dobrze, może nawet zbyt dobrze. Ale co tam raz się żyje. Rozmawiając z nią, zapominałem ile ma lat. Wydawała mi się starsza. Dojrzalsza, jakby była w moim wieku. Wyglądając tak jak teraz była nie tyle co ładna, ale też poważna, urocza i mądra. Teraz to widze dobrze. Pomyśleć, że wystarczyła zwykła rozmowa. Gdyby nie dzisiejszy dzień nie doszło by do tego. Nie poznałbym jej lepiej. Dużo się śmialiśmy i rozmawialiśmy, nawet mi się zwieżyła. Widać mi zaufała. Teraz była dla mnie jak przyjaciółka. Było już ciemno na dworzu więc się z nią pożegnałem i poszłem do swojego domu. Weszłem do niego po cichu i udałem się umyć. Następnie poszłem spać. Myślałem o dzisiejszym dniu.

Z perspektywy Astrid po wyjściu Czkawki:

Poszedł. Było wspaniale. Dziewczyny zakochały się w nim z wyglądu, a ja? Jest niesamowity. Szczery, miły, uczciwy i uczuciowy. Słuchał mnie. Poradził mi pare rzeczy. Jest o wiele inny niż chłopaki jakich znam. Tylko jego wiek. Jest odemnie starszy. O 5 lat! Strasznie są ludzie tutaj wrażliwi na ten temat. Nie rozumiem czemu. Powiedział mi nawet, że powinna się tak ubierać na codzień jak teraz. Według niego lepiej wyglądam. Zwrócił nawet uwage na moje bandarze, które próbowałam zamaskować tym swetrem. Nie wierze w to co za chwile powiem. Ja się chyba zakochałam. Może to jednak nie zakochanie tylko zaburzenie? Nie wiem. Muszę się z tym przespać.

Rozdział 7 2/2:[]

Wracamy do Czkawki:

Następny dzień. Ranek. Wszystko zaczeło się normalnie. Wstałem, umyłem się i ubrałem. Przed chwilą dałem Szczerbatkowi jeść. Teraz sam jem śniadanie w domu. Ojca nie ma. Powiedział, że musi coś sprawdzić, ale za chwile wróci. Czekałem na niego jedząc. Kiedy już miałem kończyć wrócił do domu.

-Wychodzisz gdzieś?-spytał się mnie gdy wstawałem od stołu

-Miałem polatać ze Szczerbatkiem. Czy coś się stało?

-Musimy porozmawiać na pare tematów.

Usiedłiśmy naprzeciwko siebie. Miał bardzo poważną minę, ja natomiast rozkojarzoną. Nie wiedziałem o co chodzi.

-O co chodzi?

-Za pół roku skończysz 21 lat. Wtedy przejmiesz tytuł wodza ...

-A jeśli nie chce go przejąć?

-Chcesz by był nim Sączysmark lub Rotan?

-Nie. Mów dalej.

-Wtedy przejmiesz tytuł wodza co zobowiązuje do tego byś miał żonę.

-A jak nie będę chciał mieć żony?

-Muszisz mieć jaką kolwiek kobietę przy boku.

-A ile ta moja niby żona ma mieć lat?

-Musi być w twoim wieku lub młodsza o maxymalnie trzy lata.

-Na Berk takich nie ma.

-Wiem. Dlatego muszisz popłynąć na inną wyspę i tam znaleźć sobie żonę.

-Co to za wyspa?

-Katern.

-O ku**a!-po cichu powiedziałem do siebie

-Co powiedziałeś?

-A nie ma innej wyspy?

-A co ci w niej nie odpowiada?

-Jakby to ująć ... mnie już nawet za dobrze na tej wyspie znają.

-To znaczy?

-Tam mieszka moja była i jeszcze pare innych dziewczyn, które nie rozumieją słowa nie.

-Już powiadomiłem ich wodza o twoim przybyciu do nich, więc nie masz jak się wycofać.

-Ty też tam płyniesz?

-Nie. Ja muszę zostać tutaj, ale popłyniesz tam z jednym swoim uczniem, ponieważ zna tamtą wyspę i ma tam rodzinę.

-Ok. To kiedy wypływamy?

-Dzisiaj wieczorem. I jeszcze jedno ... tylko nie wiem jak ci to powiedzieć ...

-Wykrztuś to z siebie wreszcie!

-Nie możesz wziąć ze sobą Szczerbatka.

-Czemu?

-Nie tolerują tam smoków. Jeśli się o nim dowiedzą rozpęta się wojna, która może się bardzo źle skończyć dla Berk.

-Na jaki czas mam tam zostać?

-Pięć dni i wracasz. Jeśli nie oznasz tam nikogo wartego uwagi to spróbujemy na innych wyspach. Zgadzasz się?

-A mam wybór?

-Nie.

-To w takim razie zgadzam się. To ja idę polatać ze Szczerbatkiem. Przecież ma mnie nie być jak nie patrzeć prawie tydzień.

-Dobrze leć, ale masz wrócić przed wyjazdem. 

-Przecież wiem.

Wstałęm od stołu i pobiegłem na dwór do Szczerbatka, który bawił się z pięcioletnimi dziećmi. Wsiadłem na niego i polecieliśmy. Nie wiem jak ja wytrzymam tydzień bez latania. To jest coś wspaniałego i wyjątkowego dla mnie.


Nie pamiętam kto napisał taki komentarz no, ale to informacja też dla innych. Kiedy pisze tego bloga wyobrażam sobie Astrid z twarzy w wieku 20 lat, natomiast innych jak w wieku 15. Według mnie oni wtedy lepiej wyglądali z twarzy, np. Szpadka. Jak dla mnie ładniejsza była w  JWS1.

Rozdział 8:[]

Wracamy właśnie na Berk. Nie było nas chyba z jakieś trzy godziny. Polecieliśmy zmęczeni do akademii. Uczniowie zaczeli się powoli schodzić na zajęcia. Była już Astrid, Termet i bliźniaki.  Zamiepokoiła mnie tylko jedna sprawa. Wrzeniec w swoim boksie chodził jak opętany,oraz pluł gorącą wodą i wydawał z siebie potworne jęki.

-Co się tutaj na Odyna dzieje!-krzyknąłem schodząc ze smoka

-Nie wiemy! On już tak z pare minut się zachowuje!-powiedziała Termet

-Wszyscy wyjdźcie z areny i zamknijcie przejście.

-Ale...-zaczeła mówić Astrid

-Wyjdźcie natychniast!

Wyszli w pośpiechu nie wiedzieli ci się dzieje. Ja miałem przeczucie. KIedy zamknęli przejście otworzyłem boks Wrzeńca. Jego pierwszą reakcją było wyrzycenie jaja ze swojego pokoju. On natomiast siedział ciągle w środku. Podeszłem do wypchniętego jaja. Ukucnąłem przy nim i zaczołem dokładnie oglądać. Zauważyłem pęknięcie. Zaczeło się ono robić coraz większe. Zaczołem powoli iść do tyłu nadal patrząc się na te jajo. Wybuchło! To bolało! Nie zachowałem bezpiecznej odległości to teraz mam! Boli mnie teraz brzuch. Lekko podniosłem wzrok. To co zobaczyłem zabrało mi oddech, który odzyskałem po chwili. To był mały Stormcutter! Uśmiechnął się do mnie w jakże słodziutki na niego sposób i zaczoł lizać. 

-Proszę cię przestań!-zaczoł jeszcze bardziej mnie lizać-To nie schodzi!-teraz zaczoł po mnie skakać, łasić się i lizać jednocześnie-Też ciebie bardzo lubie, ale prosze przestań mały mnie tak lizać!

Przestał. Wziołem go na ręce i poszłem zamkąć boks Wrzeńca. Otworzyli przejście i już uczniowie w cały składzie weszli na arene. Przyzwyczili się już pewnie do towarzystwa Szczerbatka więc nie powinni mieć problemu z tym słodziakiem. Szli niepewnym krokiem. Bardzo powli.

-W takim tempie nigdy nie zaczniemy, a osobiście mam inne rzeczy do roboty niż uczenie was. 

Szli już pewnym krokiem. Usiedli na swoich miejscach.

-Dzisiaj miało nie być lekcji!-krzyknął Sączysmark

-Zgadza się, ale skoro dzisiaj wyjeżdźam i nie będzie mnie około tygodnia dzisiaj się odbywają.

-Co to za smok?-spytała się Hestin

-To jest Stormcutter. Nie jest on opisany w Smoczym Podręczniku, ale dowiecie się o nim więcej w stopniu zaawansowanym.

-To na jakim my jesteśmy stopniu?

-Początkującym. Szczerbatek chodź do mnie na chwilę!

Podbiegł do mnie.

-Pobawicie się razem dobrze?

Szczerbatek pokiwał głową na znak, że się zgadza. Miałem odłożyć małego na ziemię, ale on przeskoczył na moją głowę. Postawiłem krok do tyłu. Za duży ciężar na zwykłą głowę. Przewróciłem się o kamień za mną. Uczniowie zaczeli się śmiać. Mi do tego nie było. Zaczeła mnie boleć noga na której mam protezę. Mały usiadł  obok mnie i patrzył co się wydarzy. Nie zwracałem już nawet na innych uwagi tylko zdjąłem buta i zaczołem sprawdzać ustawienie protezy. Przesuneła się lekko w prawo i dlatego zaczeła mnie boleć noga. Śmiechy ucichły. Poprawiłem ją jednym zwinnym ruchem i wstałem. Szczerbatek wtedy z Stormcutterem poszli się pobawić. Spojżałem na uczniów. Mieli otwarte buzie. Nie wiedzieli o tym jak to inni na tej wyspie. Pierwsza otrząsneła się Astrid.

-Co Ci się stało?

-To pamiątka po pewnym smoku. Długa, nudna historia, której nie warto opowiadać.

-Astrid to pan nie ci!-szepneła do niej trochę głośniej niż powinna Szpadka

-Nie mówcie do mnie pan. Aż taki stary to ja nie jestem.

-W takim razie ... ile masz lat?-spytał się Mieczyk

-20. Kto z was ma rodzine na Katern?

-Ja.-odezwała się Astrid

-Kogo masz tam z rodziny Astrid?

-Kuzynkę i ciotkę.

-Jak ma na imię twoja kuzynka?

-Aster.

-Gorzej naprawdę być nie mogło!-powiedziałem do siebie po cichu, ale jednak trochę za głośno, bo zaczeły się pytania

-Znasz ją?

-Na moje nieszczęście tak.

-Dostałem wiadomość od wodza Katern. Kiedy dowiedzieli się, że jesteś moim synem to ucieszyli się jeszcze bardziej na wieść o twoim przybycie.-powiedział wchodząc na arene uradowany ojciec

-Jednak jest gorzej...

-Co ty takiego tam nabroiłeś, że nie chcesz tam płynąć?

-Nie twoja sprawa ojciec.

-Jak ty się do mnie odzywasz?!-zaczynał się denerwować

-Normalnie. Tato to nie twoja sprawa, ale to wina matki, że dla dziewczyn z Katern jestem aż tak przystoiny. Sorki, ale w ciebie to ja się nie wrodziłem.-zaczołem mówić głośniej- A jeśli to wszystko to przechodzimy do lekcji. Dzisiaj pomówimy o klasie wodnej. Otwórzcie podręczniki na stronie 54.(identycznie gadał nasz nauczyciel od angielskiego) To wszystko tato?-skierowałem sie tym razem do ojca, tym razem mówiąc ciszej

-Wypływasz za pięć godzin.

-Dzięki.

Ojciec poszedł, już z pełnym spokojem prowadziłem zajęcia. Nie odbyło się oczywiście bez zbędnych pytań. Jak to na każdej lekcji. Kiedy powiedziałem:

-Koniec na dzisiaj.

Wszyscy wybiegli z areny, no prawie wszyscy została tylko Astrid. Staneła dwa metry ode mnie i chyba czekała, aż sam się odezwę. Zrobiłem to, a co mi szkodzi.

-Coś się stało Astrid?

-Co masz wspólnego z moją kuzynką?

-Długa historia, którą ona pewnie ci streści jak dotrzemy na jej wyspę.

-Czemu jesteś taki ...

-Jaki?

-Tajemniczy?

-Nie lubie mówić o sobie i wspominać przeszłości.

-Czy nie ma za tym czegoś więcej?

-Mam być szczery czy uprzejmy?

-Szczery.

-Jest, ale to moja sprawa. Widzimy się za dwie godziny w porcie.-posłałem jej uśmiech, wsiadłem na Szczerbatka i polecieliśmy do domu, naturalnie wziołem ze sobą Stormcuttera. Pierwsze co zrobiłem po powrocie do domu to tej dwójce jeść i poszłem się spakować. Poszło mi szybko, nie potrzebuje tylu ubrań na jeden tydzień. Zeszłem na dół. Moje "maluchy" bawiły się na dworze więc sam coś zjadłem. Kiedy miałem już wychodzisz ktoś zapukał do drzwi. Podeszłem do nich. Otwprzyłem je i zobaczyłem Jasem. 

-Hej. Co ty tutaj robisz?

-Przyszłam się pożegnać, chociaż tego nie zrobiłeś sam pięć lat temu i nie chce powtórki z historii.

-Nie wybaczysz mi tego prawda?

-Nie. Wpuścisz mnie?

A no przecież! Rozmawiamy przez próg domu.

-Jasne. Maluchy chodźcie!

-Takie małe to raczej nie są.

-Dla mnie są.

Weszliśmy w czwórkę do środka. Mały Stormcutter zaczoł łasić się do Jasem. Domagał się od niej pieszczot.

-Cześć słodziaczku! Jaki jesteś piękny! 

On na te słowa zaczoł ją lizać, nie tak jak mnie. Bardziej delikatnie i z większym uczuciem.

-Mam do ciebie sprawę Jasmen.

-Słuchamy uważnie prawda.-powiedziała robiąc minki z małym Stormucutterem

-Zajmiesz się nim podczas mojej nieobecności?

-Głupie pytanie jasne, że tak!

-Chodźmy już. Muszę jeszcze doprowadzić Szczerbatka do Pyskacza, miał się nim zająć.

-Dobrze.

Wyszliśmy z domu. Szliśmy w stronę portu. Zachaczyliśmy tylko o Pyskacza, by go powiadomić o tym kiedy przyjdzie do niego Szczerbatek. Jasmen pożeganła się ze mną. Trochę to trwało, ponieważ twierdzi, że to za poprzedni raz.


Część 2: "Katern"[]

Rozdział 1:[]

Byliśma już na pełnym morzu. Wiatr targał włosy, a morska bryza orzeźwiała powietrze. Rozmawiałem z Astrid, bo co innego mogliśmy niby robić? Właśnie tylko to. Trochę się denerwuje przed wizytą na Katern. Mam złe przeczucia. Astrid ciągle się pyta co się takiego tam stało, co mnie łączy z jej kuzynką i pyta się mnie o różne rzeczy. Wtedy zmieniam temat, ale ona się jednak tak szybko nie poddaje. Teraz niestety musiała zadać pytanie wymagające dłuższej dyskusji.

-Czemu taki jesteś?

-Już się mnie o to pytałaś.

-Tak, ale ty ciągle zmieniasz temat  i nie kończysz swojej myśli.

-Taki już jestem.

-Rozwiń swoją wypowiedź.-powiedziała patrząc na mnie wyczekująco z opartą głową na kolanach

-Muszę?

-Mamy sporo czasu.

-A nie będziesz mnie już męczyć tym pytaniem?

-Objecuje. To mów.

-Ale musiałbym ci opowiedzieć tym samym sposobem o całym moim życiu, a tego nie chce.-próbowałem się wykręcić

-Dużo przeszłeś.-powiedziała z współczuciem

-Tak. Nie życzyłbym nikomu takiego życia. Nawet największemu wrogowi.(chyba mi się udało)

-A może ja ci coś opowiem o sobie, a ty trochę wtedy możesz coś wtrącać.

-Może być, przecież niby mamy sporo czasu.-posłałem jej uśmiech, który odwzajemniła

Zaczeła mi opowiadać o sobie. Opowiadała różne historie ze swojego życia związane z innymi w jej wieku na Berk. Ja wtedy mówiłem jej pare razy o rzeczach jakie wyrabiały bliźniaki i Sączysmark kiedy byli mali. Dużo się przy tym śmiała. Miała przyjemny śmiech. Tak czas nam zleciał do wieczora. Rozbawieni i nawet zadoloneli z naszej rozmowy poszliśmy spać. Ja myślełam co się wydarzy na Katern, a ona chyba z tego co mogę się domyśleć myślała nad moją odpowiedzią na jej pytanie: "Czemu taki jesteś?"

Następny dzień. Wstałem wraz z pierwszymi promieniami słońca. Astrid jeszcze spała. Niech śpi, musi mieć siłe, by mnie ewentualnie krzyczeć za to czego się dowie od swojej kuzynki.  Poszłem upolować nam śniadanie, to znaczy złowić. Woda byłą spokojna lekko poruszająca się pod wpływem wiatru. Na niebie za to widniały ciężkie deszczowe chmury. Jeszcze brakowało by deszczu. Udało mi się złowić dwie ładne sztuki, akurat na śniadanie. W tym czasie Astrid się obudziła i podeszła do mnie.

-Hej. Od dawna nie śpisz?

-Hej. No już trochę czasu. Wyspałaś się?

-No nawet. Nie lubie spać na statkach. Niektórzy są przyzwyczajeni, ale nie ja.

-Ja to lubie. 

-Jak nie patrzeć spałeś na nich przez pięć lat.

-Nom. Głodna?

-No nawet.

-Prosze bardzo oto śniadanie.

Podałem jej rybę. Upiekliśmy je sobie na trakim naszym przenośnym ognisku. Powoli zaczynał wiać bardzo silny i zimny wiatr. Przebraliśmy się w cieplejsze ubranie czekając na dotarcie na Katern. Ja miałem na sobie czarne spodnie, zieloną bluzkę i coś w stylu kurtki z kapturem (takiej współczesnej wojskowej) koloru czarnego. Ona jakby pakowała się razem ze mną też czarne spodnie i coś w stylu kurtki z kapturem w brązowym kolorze. Do tego miała kozaki w tym samym odcieniu co kurtka i bordową bluzkę. Plus dodatkowo rozpuszczone swoje długie włosy. Dodaj jeszcze wiatr, który rozczochruje jej włosy i wygląda jak anioł. Czemu ja tak myśle? CO się ze mną dzieje? Nie mam bladego pojęcia. Thorze co mi jest?

Widzieliśmy już mały czarny punkt niedaleko nas. To ta wyspa. Nie będę tam miał za przyjemne spodkanie, no ale mówi się trudno. Może jej powiedzieć by nie była taka potem zaskoczona? Chyba jednak nie. To jest aż za zły pomysł. Z drugiej strony ... nieźle sie na mnie wnerwi, a tego nie chce. Nadal nie mogę przestać myśleć nad tym co mi jest. Nie rozumiem siebie. Nigdy nie miałem takiego uczucia.

Perspektywa Astrid:

Co jakiś czas na niego zerkam. Jest taki piękny. Co mi na Thora jest? Nierozumiem już sama siebie. Jego włosy roztrzepuje wiatr, a jego oczy ... nie mogę się nawet powstrzymać! Nigdy czegoś takiego nie czułam i nigdy czegoś takiego nie myślałam o nikim. Jak będę na Kater muszę wziąść sobie coś od ich szamanki by się tego pozbyć. Dobrze się składa. Za mniej więcej godzinę będziemy na miejscu.

Perspektywa Czkawki:

Jesteśmy coraz bliżej. Stres zaczyna mnie wypełniać wraz z tym dziwnym uczuciem, które żywie do Astrid. Nie wiem tylko jakie. A jeśli ja się ... nie, jest za młoda! A może jednak? Zaczynam już dostrzegać ludzi z tamtej wyspy. To się źle skończy. Bardzo źle. Ja nie chce się żenić! 

Rozdział 1 2/2:[]

Dedykuje ten rozdział użytkownikowi Szczerbatek1234 (chyba dobrze napisałam) Jako jedyna skomentowała nexta. 

Za chwilę dopijemy do portu stoję na pokładzie ze swoimi rzeczami razem z Astrid. Wyraźnie mi się przygląda. Tylko dlaczego?

-Coś nie tak?-spytałem

-Denerwujesz się?

-Aż tak widać?

-Tak. Więc przestań jeśli chcesz dać im satysfakcje. Co ty takiego tam zrobiłeś?

-Długo by mówić.

Dobiliśmy do portu. Ludzie do nas jedni machali inni mieli zakłopotane twarze. Wyszliśmy ze statku. Pierwszą osobą jaka do nas podeszła był ich wódz, Taber.

-Witamy na Katern. Cieszę się, że Cię widzę Astrid.

-Dziękuje wodzu. Wzajemnie.

-Miło mi widzieć ponownie pana panie Haddock.

-Szkoda, że nie mogę powiedzieć tego samego.

-Nadal masz mi za złe ten ślub?

-Miałem, mam i będę miał.

-Jaki ślub?-spytała patrząc na mnie wyczekującym wzrokiem Astrid

-Kiedy ostatni raz byłem na Katern to Taber chciał mnie wysfatać z twoją kuzynką, ponieważ ona była jego następczynią.

-Dlatego pytałeś się mnie kogo mam na Katern z rodziny.

-Właśnie.

-Ale mimo wszystko-zaczoł Taber-miło mi ciebie widzieć spowrotem i nie tylko ja moge to powiedzieć.

-Są wszystkie?-powiedziałem miejąc nadzieje, że okaże się to jakimś złym snem

-Bez wyjątku.

-Hej Czkawka!-powiedziała wielka grupka dziewczyn podchodzących do nas

-To ja się zmywam.

Już miałem zacząć się wycofywać spowrotem na statek, ale zatrzymała mnie Astrid.

-Przepraszamy na chwile. Zaraz wrócimy do was.-powiedziała do mnie Astrid odsuwając mnie na bok. Zaczeliśmy rozmowę kiedy byliśmy pewni, że nas nie usłyszą.

-Co ty najlepszego narobiłeś!?

-Zaznaczam, że to nie jest moja wina!

-Wiem co tutaj wyczyniłeś!

-Skąd?-wybiła mnie z rytmu

-Moja kuzynka opowiadała mi o nieudanym ślubie podczas, którego pan młody uciekł zauraczając przy tym wszystkie inne dziewczyny na Katern bez wyjątku. Pomyśleć, że byłeś tutaj tydzień.-zaczeła powoli podchodzić w moją stronę

-Opowiedziała co wszystko dokładnie?-zaczołem robić to samo

-W najmniejszych szczegółach.-była ona coraz bliżej

-Wiesz co jest w tym wszystkim najlepsze?-dzieliły nas od siebie centymetry, a kontem oka zobaczyłem jak na nas patrzą

-No słucham.

-Najlepsze w tym jest to, że zostałem do tego zmuszony i w żadnej się nie zakochałem.

-Czy ty kiedykolwiek się w kimś zakochałeś?

-Teraz chyba jestem w tej fazie.

Koleś co ty na Thora powiedziałeś!!! Dobra tym razem poniosły cię emocje. Wybaczysz to sobie. Teraz wygląda na lekko zakłopotaną i zaskoczoną. Czemu nie mogłeś się jakoś wykręcić jak zawsze? Nie musiały cię ku*wa ponieść emocje!

-W kim?

Co jej mam powiedzieć? Nie powiem jej przecież w tobie. Teraz to muszę się opanować. Nie daj się ponieść emocją. Nie możesz się zdradzić. Więc jednak to przesądzone. Zakochałem się w Astrid Hofferson młodszej ode mnie o 5 lat. 5 lat!

-Tego ci nie zdradze.

-Dlaczego?

-Proszę cię. Uwierz mi, że tak będzie lepiej. Dobrze?

-Dobrze. Wracajmy do nich.-powiedziawszt to odsuneła się ode mnie i poszliśmy do nich

Totalna głupawka i powaga jak  bliźniaków towarzyszyła mi i mojemu przyjacielowi przy pisaniu tego nexta. Mam nadzieje, że się spodoba i zostawicie komen. Szkoda, że Misiek koterski odpadł z Tańca z Gwiazdami, teraz czas na Chicago! Niech żyje Kaśka z Pierwszej Miłości![]

Rozdział 2:[]

Po podejściu do nich udaliśmy się wszyscy razem do twierdzy. Ja witałem się tam z paroma chłopakami, których poznałem podczas ostatniej wizyty. Natomiast Astrid poszła do swojej kuzynki, koleżanek z Katern i ciotki. Mieliśmy póżniej wybrać się na spacer. Chciała otrzymać odpowiedź na pytania. Niechętnie się zgodziłem. Doskonale wiem, że nie odpuści. Odpowiem jej na pytania i będę miał spokój. Nadal nie dociera do mnie to co się wydarzyło w porcie. Za bardzo dałem się ponieść emocją. Nie chciałem się zakochać, a to się wydarzyło. Pogadałem trochę z chłopakami. Pośmialiśmy się. Opowiedzieli mi co się działo. Tak nam zeszło trochę czasu. Wyszłem na dwór po pretekstem muszę się przewietrzyć. Panowała już noc. Na dworze zobaczyłem siedzącą na ziemii i patrzącą w gwiazdy Astrid.

-Co ty tutaj robisz?-spytałem się jej

-Patrze w gwiazdy, tutaj są one inne niż na Berk.-powiedziała nie odwracając wzroku od nieba nocy.

-Co w nich widzisz?-usiadłem obok niej i również zacząłem patrzeć w gwiazdy

-To czego mi brakuje. Rodziców, dalszej rodziny, prawdziwych przyjaciół i bliskiej mi osoby. Kiedy byłam mała pytałam się wszystkich czy nie widzieli może moich rodziców. Oni odpowiadali: "Spójż dziecko w gwiazdy. Tam ich zobaczysz. Nie tylko tych co nie ma z tobą, ale też tych obok lub niedaleko ciebie."

-Masz rodzinę tutaj.

-Normalnie sa daleko. Żadko ją widuje. Ostatni raz widziałam ich ... chyba z trzy lata temu? Nie utrzymujemy takiego bliższego kontaktu.

-Przykro mi.-spojżałem na nią i zatrzymałem wzrok

-Nie ma powodu. Taki wybrałam los, oni zresztą też.-spojżała na mnie mówiąc te słowa

-Sam odciołem sie od ojca na 5 lat. Mojej jedynej rodziny.

-Dlaczego uciekłeś?

-Nie pamiętam już tego. Ale wiem jedno byłem wtedy na niego wściekły. Nie zastanawiałem się tylko spakowałem najpotrzebniejsze rzeczy i uciekłem. Gdybym musiał zrobić to ponownie zastanowiłbym się czy chce coś ważnego dla mnie zostawić.

-A co takiego?

-Powiem ci kiedyś.

-Ale objecasz mi to?-wystawiła do mnie mały palec i się uśmiechnęła

-Objecam.-też wystawiłem mały palec i uśmiechnęłem się zaciskając je na krzyż

-No to co ... idziemy na spacer?-powiedziała kładąc dłonie na kolana i przesuwając je na nich

-Jasne.-powiedziałem rozbawiony i pomogłem jej wstać

Poszliśmy w stronę lasu chodząc i gadając jak najęci. Opowiedziałem jej wszystko. Przynajmniej będę miał tyle spokoju. Gwiazdy błyszczały na niebie. Było ich niesamowicie dużo. A księżyc był niewyobrażalnie duży. Doszliśmy do plaży. Usiedliśmy na piasku patrząc na spokojny ocean odbijający te jakże piękne niebo. Położyła głowę na moim ramieniu, ale ja wziąłem rękę kładąc ją na jej ramieniu. Jeszcze bardziej wtuliła się w moje ramie, które przechodziło w klatę piersiową. Zamknęła oczy. Ciekawe o czym teraz myśli. Bardzo mnie to ciekawi, ale wiem co ja myśle. Nie wiem co by było gdybym jej nie poznał. To jest silniejsze ode mnie. Położyłem swoją głowę delikatnie na jej i również zamknąłem oczy. Szkoda, że nie jest starsza, lub ja młodszy. Tak to bywa w życiu, nigdy nic nie może się udać po naszej myśli. Je**ć emocje! Niech się wyrwią!

-Wiesz czemu by nam nie wyszło?-powiedziałem wyrywając ją przy tym z zamyślenia

-Co?

-Pytałaś się mnie w porcie w kim się zakochałem. Wiesz czemu by nam nie wyszło?

-Nie.

-Jestem od niej starszy, za stary jestem dla niej.

-Nie jesteś stary. Jeśli by ta miłość była odwzajemniona to wiek nie miałby znaczenia. A o ile jesteś od niej starszy?

-5 lat.

-Czekaj ... -podniosła głowę i popatrzyła prosto w moje oczy-ty musisz mieć żone dlatego tutaj przypłyneliśmy? Nie może być między wami więcej niż trzy lata różnicy?

-Tak i tak. Nie kocham nikogo z tąd, a ona nie spełnia tych głupich wymagań.

-Na jakiej wyspie mieszka?

-Berk.

-Czyli ją znam?

-Tak.

-To może ja będę ci mówić imiona, a ty będziesz mówił czy to ona.

-Dobrze, ale jeśli nikomu o tym nie powiesz.

-Objecuje. Termet?

-Nie.

-Hestin?

-Nie.

-Szpadka?

-Nie.-powiedziałem z obrzydzeniem na co ona zareagowała śmiechem

-Jasem?

-Najlepsza przyjaciółka i nie.

-W takim razie ... zostałam tylko ja.-powiedziała mając bardzo poważną minę i duże oczy

-Bingo.-powiedziałem spokojnie patrząc na nią, a właściewie na jej oczy


Rozdział 3:[]

Siedzieliśmy patrząc na siebie w milczeniu. Jej mina zmieniała się z zaskoczenia w zakłopotanie. Sytuacja jest trochę niezręczna. Mogłem tego nie mówić, ale nie chciałem żyć w niepewności. Lepiej będzie jeśli pójdę. Wstawałem z piachu kiedy za rękę złapała mnie Astrid.

-Gdzie idziesz?

-Lepiej będzie jeśli już pójdę.

-Zostań. Lepiej ja pójdę. Mam nocować u ciotki, będzie się o mnie niepokoić.

-Odprowadzić cie?

-Jeśli chcesz. Nie lubie sama chodzić po lasach na nieznanych mi wyspach, tym bardziej w nocy.

Szliśmy przez las spowrotem do wioski. Nie miałem odwagi spojżeć na nią. Czemu ja zawsze wszystko muszę schranić?

Perspektywa Astrid:

Nadla nie dociera do mnie to co powiedział Czkawka. Czemu ja nic nie powiedziałam? Przecież go kochasz idiotko! Nie chcesz niby powiedzieć czegoś niestosownego. Jednak muszę to mu powiedzieć. To mnie powoli zabija od środka. Powiedział, że się zakochał we mnie. To wspaniale. Byliśmy już w wiosce i staliśmy pod moim domem. 

-Dobranoc.-powiedział, już miał iść, ale złapałam go za rękę

-Nie idź.

-Muszę. Miałem cię odprowadzić.

-Nie będziesz spał na statku. Ciotka napewno nie będzie mieć nic przeciwko temu.

-To zły pomysł.

-Proszę.

-No dobrze.

-Muszę ci coś jeszcze powiedzieć. Ja ...

-Nie musisz mi o tym mówić teraz.-powiedział przerywając mi.

-... kocham.-dokończyłam

-Nadal Rotana?

-Nadal ciebie.-powiedziałam do niego szeptem na ucho

Bez słowa weszliśmy do środka. Ciocia zaprowadziła nas do swoich pokoi. Poszłam po przebraniu się odrazu spać myśląc o dzisiaj. Nadal nie dochodzi do mnie dzisiejszy dzień. On powiedział to na co tyle czekałam! A ja? Jesteś okropna! Zraniłam go!

Perspektywa Czkawki:

Czuje się okropnie. Mam dosyć wszystkiego na dzisiaj. Czemu ja mam te inpulsy? Teraz leże na łóżku przebrany w piżamę i próbuje zasnąć. Marnie mi to wychodzi no, ale cóż. Wyjąłem swój notes, który zawsze nosiłem w kieszenia. Zacząłem rysować Astrid.  Nawet ładnie mi to wyszło. Oczy same zaczynają mi się kleić. 

Następny dzień. Pada strasznie. Będę siedzieć pewnie cały dzień w domu. Wstałem niechętnie z łóżka i je pościeliłem. Zeszłem na dół na śniadanie. Zastałem w kuchni ciotke Astrid umytą i przebraną oraz jej kuzynkę będącą nadal w takim stanie jak ja.

-Dzień Dobry.-powiedziałem zaspany

-Dzień Dobry.-powiedziały

-Ja idę na chwilę do sąsiadki. Wracam za pare minut.-powiedziała ciotka Astrid

-Ok.-odpowiedzieliśmy, po chwili wyszła zostaliśmy sami, nastała niezręczna cisza, jedliśmy śniadanie

-Co u ciebie słychać?-powiedziała Aster

-Dobrze, a u ciebie?

-Również. Masz mi za złe, że wtedy uciekłem? No wiesz ... wtedy gdy ...

Wasza dalsza część rozdziału:

-Nie mam. Naprawdę. Wszystko rozumiem. Nie mam ci tego za złe. Kiedyś coś do ciebie mnie ciągneło, ale już nic.

-Będziemy przyjaciółmi? Oczyścimy sytuacje.

-Jasne.

-Wczoraj chłopaki mówili o twoim drugim ślubie, naprawdę się żenisz?

-Tak. Tym razem z chłopakiem, którego znam dwa lata i jesteśmy razem od roku.

-To gratuluje. Kiedy ślub?

-Za pół roku. Przypłyniesz?

-No czy ja wiem ...

-Nie daj się prosić.

-Jasne, że tak. Nie przepuściłbym takiej okazji.

Teraz ze schodów schodziła Astrid. Wyglądał uroczo. Zeszła powolnym krokiem ledwo żywa.

-Hej.-powiedziała

-Hej.

Usiadła przy stole. Zaczeła jeść. Razem z Aster patrzyliśmy co jakiś czas rozbawieni porannym stanem Astrid. Jadła ona śniadanie tak, że jej głowa sama wpadała do talerza. 

-Jak się czujesz?-spytałem się jej

-Źle. Chyba się wczoraj przeziębiłam.

-Pokaż czoło.

Dotchnąłem jej czoła. Było gorące, a nos czerwony razem z zatokami.

-Wracaj do łóżka. Dzisiaj i tak byś nigdzie nie poszła.

-Nic mi nie będzie.

-Czkawka ma racje. Proszę cię zanieś ją do jej pokoju, a ja pójdę po jakieś leki na tą jej przypadłość.-odezwała się stanowczym tonem Aster

-Nic mi nie będzie.-powtórzyła Astrid

Wziołem ją na ręcę. Była lekka. Bez problemu by można ją nosić. Kiedy weszłem do jej pokoju położyłem ją na łóżku, przykryłem kądrą i kocem. Usiadłem obok niej. Złapała mnie za rękę. Zaskoczyła mnie tym.

-Pszepraszam cię za wczoraj. Powinnam była coś wtedy powiedzieć. 

-Nie masz za co. Zaskoczyłem cię wtedy. Rozumiem. 

-Tylko, że ...

-As...-przerwał mi

-Nie przerywaj mi! Ja też cię tak naprawdę kocham, ale nie wiem czy to ma sens. Sam zresztą powiedziałeś to samo.

-Wiem. Nie wiem co z tego wyniknie, ale jestem gotów zaryzykować. 

-Ale złamiesz tradycje, zasady ...

-Przecież trzeba zmieniać tradycje, a zasady łamać.

-A co ludzie powiedzą?

-Nie wiem. Będą się dziwnie patrzeć, ale to nic. Przyzwyczaiłem się.

-Teraz to z zachwyten lub porządaniem. Widze to po nich.

-Ja nie. Patrze tylko w jedną stronę.

-Jaką?

-Twoją.

Zarumieniła się teraz, a może to gorączka. Nie wiem, ważne, że się zarumieniła.

-Powiedz mi o czym myślisz?

-Sam nie wiem, a ty?

-Co teraz powiedzieć.

Przysunąłem się do niej. Złapałem jej rękę mocniej. 

-Po prostu powiedz.

Jednak nexta dodałam wcześniej o godzinkę. Życzę miłego czytania.


Rozdział 4:[]

Perspektywa Astrid:

Czuje nagły przypływ siły. Podniosłam na rękach wyżej by być na wysokości jego oczu. Jestem pewna siebie. Mogę teraz zrobić wszystko.

-Mogę pokazać, a nie powiedzieć.

Przybliżyliśmy się do siebie. Nasze usta dzieliły milimetry od naszego pierwszego pocałunku. Mamy je coraz bliżej. Już prawie je dotykam, aż tu nagle ...

-Czkawka! Zejdź na chwilę!-zawołała swoim donośnym głosem Aster

Perspektywa Czkawki:

Poważnie? W takim momencie!? Odsuneliśmy się od siebie z smutnymi minami. Naprawdę chciałem ją pocałować, ale zawsze cos musi pójść nie tak. Zawiodłem się bardzo.

-Lepiej idź do niej, bo znowu cię zawoła lub po ciebie przyjdzie.

-Wracam za chwilę.

-Z Aster nie ma chwili. Powiedź, że za jakiś czas.-powiedziała lekko weselsza Astrid uśmiechając się do mnie

-W takim razie wracam za pewien czas.-odwzajemniłem jej piękny uśmiech

Wstałem z łóżka i zeszłem na dół. Czekała na mnie już Aster.

-Długo się na ciebie czeka.

-Astrid nie chciała się położyć.-czasem kłamstwo jest lepsze od prawdy dla niektórych osób

-Podobne do niej. Pomożesz mi wziąć ze sobą pare rzeczy do jej pokoju?

-Po to mnie chyba zawołałaś?

-Tak. Weź to-pokazała na trzy torby z lekami, ziołami i kocami-za chwilę do was przyjdę.

Bez słowa poszłem na góre razem z tymi torbami. Astrid siedziała na łóżku tak jak przed moim wyjściem, kiedy mnie zobaczyła oczy jej wyszły ze zdziwienia.

-Po co ci one?

-Twoja kuzynka mi je kazała tutaj przynieść.

-Co w nich niby jest?

-Z tego co się zoriętowałem to leki, zioła i koce.

-Ona chce mnie zabić.-powiedział po cichu i położyła się, nie było jej widać przez te koce i kołdre

-Bez przesady, chce przecież dobrze.

-Tylko, że przez te jej dobrze to raz wylądowałam u Gothi.

-Czemu?

-Byłyśmy w porcie. Powiedziała, żebym przesuneła się trochę w bok, a ona za chwilę wróci. Posłuchałam jej. Przesunełam się w bok i wpadłam do wody. Złamałam rękę.

-Nie było podestu,że wpadłaś do wody?

-Był tylko, że pęknął jak na nim stanełam.

-To już wiem jak pojawił się nowy podest w porcie. Mówiłem, że kiedyś ktoś wpadnie przez stary do wody.

-Tylko, że ja ucierpiałam.

-Już jestem. Pszepraszam, że mnie tak długo nie było. O czym gadacie?-powiedziała wchodząc do pokoju Aster i siadając na krześle przy łóżku

-Tak o wszystkim i o niczym.-podsumowałem co było prawdą

-Astrid opowiadałaś Czkawce o tym jak kiedyś umówiłam się na randke z Lesem?

-Nie mówiła mi o tym.-powiedziałem

-Więc to było tak ...

Zaczeła opowiadać. Takiej komedii to jeszcze nigdy nie słyszałem! Współczuje Astrid. Koleś był normalnie świetny! Jeszcze o takim idiocie to nie słyszałem. Nawet Mieczyk by się uśmiał. W odwecie Astrid opowiadała o Aster. Mnie też nawiały więc opowiedziałem pare swoich nieznaczących historyjek przy których jednak śmiały się  najbardziej. Tak minął nam cały dzień, a ciotka Astrid wróciła dopiero wieczorem. Tłumaczyła się tym, że się zasiedziała. Stara śpiewka. Podobno jutro pogoda się nie zmieni więc będziemy mieć powtórkę z rozrywki.

Mamy następny dzień. Jeszcze wszyscy śpią. Zeszłem na dół się napić. Spojżałem schodząc ze schodów w okno. Znowu padało. Jeszcze bardziej niż wczoraj. Weszłem do kuchni i zobaczyłem Astrid siedzącą przy stole pijącą herbatę. Właściwie to ją kończyła.

-Hej.-powiedziałem do niej uśmiechnięty

-Hej.-odwzajemniła uśmiech-Co tak wcześnie wstałeś?

-Przyszłem się napić. A ty?

-Już skończyłam.

-Co polecasz?

-Ten czerwony sok. Jest dobry.

-Nadal nie wiem co wczoraj myślałaś.-powiedziałem nalewając sok i zaczynając go pić

-Tak jakoś wyszło.

-Zdradzisz mi?

-No nie wiem czy jestem w stanie do zdradzania takich rzeczy.-wstała od stołu i podeszła do mnie patrząc w oczy

-Mogę cię jakoś namówić?-odstawiłem szklanke do dziury z otworem na wode (czyt. zlewu)

-Jeśli się bardzo postarasz to tak.-staliśmy naprzeciwko siebie

Astrid położyła swoje ręce na mojej szyji, a ja ją lekko objołem w pasie. Przysuwaliśmy się do siebie. To ta chwila. Już prawie muskam jej wargi. Ktoś schodzi ze schodów. Oderwaliśmy się od siebie jak najszybciej. Astrid w ekspresowym tempie usiadła na swoim miejscu, a ja już spokojnie włożyłem jej kubek od herbaty gdzie ja szklanke. Do kuchni weszła ciotka Astrid.

-Dzień Dobry.-powiedzieliśmy

-Dzień Dobry dzieciaki. Czemu nie śpicie? Jest około piątej.

-Ja przyszłem się napić. Już wracam spać, za wcześnie na mnie.

-Ja tak samo. 

-Dobranoc.

-Dzięki.-powiedzieliśmy i poszliśmy na górę.

Kiedy już miałem wchodzić do swojego pokoju Astrid złapała mnie za rękę o pociągneła do swojego. Weszliśmy do środka. Zamknęła drzwi na klucz.


Rozdział 5:[]

Astrid oparła się o drzwi, a ja stałem od niej z jakieś dwa metry. Staliśmy odwróceni do siebie nawzajem. Patrzyliśmy sobie w oczy.

-Teraz już nikt nie powinien przeszkadzać.

-Też mam taką nadzieje.-zaczołęm powoli do niej podchodzić

-Zauważyłeś, że zawsze kiedy to ma się wydarzyć ktoś przychodzi.-staneła wygodnie oparta o drzwi

-Właśnie tak. Bardzo dziwne. Niektórzy mają naprawdę niesamowite wyczucie czasu.

-Ciekawe czy jak znowu to się będzie miało stać, czy ktoś nam przerwie.

-Jestem gotów spróbować.

-Ja tym bardziej. Do trzech razy sztuka.

Złapaliśmy się za ręce. Przybliżyliśmy nasze usta. Już czuje to ciepło.

-Astrid. Otwórz. To ja ciocia. Przyniosłam dla ciebie leki.

Odsuneliśmy się od siebie lekko i zaczeliśmy się śmiać. Podeszłęm do krzesła i na nim usiadłem. Astrid otworzyła drzwi.

-Nie wiedziałam, że jesteś z kimś.

-Chcieliśmy pogadać, bo przy Aster nie było okazji.

-Tak czasami jest z moją córką.

-Ma świetne wyczucie czasu.-powiedziałem-Pani też. Wiem już po kim to ma.-dopowiedziałem

Astrid zachichotała pod nosem. Jej ciotka zrobiła się cała ze złości czerwona. Oddychała powoli i ciągle się na mnie patrzyła.

-Jeśli Aster będzie się o mnie pytać to będę dzisiaj pomagać naszej krawcowej po drugiej stronie wyspy. Wrócę wieczorem.

Wyszła z pokoju. Astrid spojżała na mnie rozbawionym wzrokiem. Uśmiechnęła się.

-Wnerwiłą się.

-Nie pierwszy raz na mnie. Lepiej się połóż. Chyba chcesz wyzdrowieć?

-No dobrze ... niech ci będzie.

Podeszła niechętnie do łóżka i położyła się. Przykryła się kąłdrą. Poprawiłem jej koce.

-Jak coś będziesz chciała to mnie zawołaj. Dobrze?

-Dobrze.

4 dni później ...

Sprawdzałem czy mam już wszystkie rzeczy. Astrid wyzdrowiała, a pogoda znacząco się poprawiła. Nadal jej nie pocałowałem, ale mam nadzieje, że to się niebawem zmieni. Dzisiaj wracamy na Berk. Przystawiało się do mnie pare dziewczyn, ale ja na nie niewracałem uwagi tylko na Astrid. Poznawliśmy się jeszcze bardziej. Teraz już jestem pewiem, że wiem o niej wszystko. Gdziekolwiek byśmy nie byli ktoś na nas patrzył. Zachowywaliśmy się jak przyjaciele. Tak już wspomniałem dzisiaj wracamy do domu. Właśnie weszłęm na pokład po pożegnaniu z paroma osobami. Odkłądałem bagaże swoje i Astrid. Chciała jeszcze porozmawia z kuzynką.  Włąśnie odbijamy od brzegu. Usiadłem sobie w koncie i zaczołem rysować Szczerbatka. Tęschnie za nim. Mam ochotę polatać. Poczuć ten wiatr we włosach i morką bryzę na twarzy. B,ędąc między skałami, w oceanie, górach lub w chmurach. Najwspanialsze jest to uczucie jakie istnieje. Nie znam wspanialszego.

-Co jestes taki zamyślony?

Podeszła do mnie Astrid i usiadła obok. 

-Tak sobie myśle.

-Jak myślisz kiedy będziemy na Berk?

-Przy dzisiejszej pogodzie i wiatrach na wieczór.-mamy słońce i bardzo silny wiatr północny-Zawodłem się na Katern.

-Czemu?

-Nie powiem.

-Powiedz. Proszę.

-Nie jestem pewnie.

-No prosze.-powiedziałą przybliżając swoją twarz do mojej, patrzylismy sobie w oczy

-Takim oczom nie da się odmówić.-powiedziałem na co ona się usmiechnęła-Zawiodłem się na Katern, ponieważ nie udało mi się czegoś zrobić.

-A mianowicie czego?

-Pocałować cię.

-Też się zawiodłam na Katern z tego samego powodu.

-Jeszcze z tego co wiem jesteśmy na wodach tej wyspy.

-Nic nie mam do stracenia.-powiedzieliśmy jednocześnie


Jak mnie już choler*ie nudzi/zabija/mdli to hiccstrid. Next wiem, że krótki, ale nic nie mogła wymyśleć.


C.D.N.


Nie myślcie sobie, że hiccstrid tak łatwo będą razem ja sprawię, by im utrudnić życie. A do pierwszego pocałunku tej pary trochę sobie poczekacie. Jeśli nie będziecie dodawać komentarzy to nexty będą się pojawiać wraz z opcją "Drobna zmiana" i tylko ci co zajrzą będą mogli przeczytać nexta, a reszta nie. Nie będę też pisać o ich terminach. Proste i logiczne.

Przeczytajcie to jeśli chcecie:


http://jakwytresowacsmoka.wikia.com/wiki/Blog_użytkownika:Piszaca_gazetkę_szkolną/Złapany,_nie_odkupuje_swoich_win.

Advertisement